Witaj w królestwie rzeczy nieracjonalnych, w odrzuconym scenariuszu dla kanału Romantica.
Kiedyś, gdy kreśliła na kolejnej z nudnych lekcji.... a może to było w parku? Nieważne, to bez znaczenia. Więc któregoś dnia ktoś powiedział jej, iż ma dobre oko i umie patrzeć. Uwierzyła więc w to na tyle, bo kto nie wierzy starszym poważnym ludziom, gdy jest małym, beztroskim dzieciakiem, że stało się to ulubionym zajęciem. Czasami to jednak oni patrzyli na zamazane ołówkiem kartki z lekkim niedowierzaniem i szokiem, bo raczej nie przedstawiały słodkich jednorożców rzygających wręcz tęczą, czy innych równie uroczych obrazków. Wydawała się być doroślejsza. Dojrzalsza. Potem słyszała tą samą opinię na swój temat jeszcze parę razy, gdy przypatrywała się zachowaniom ludzi, automatycznie ich oceniając. Poza tym wychodowała też parę cech, które nie cieszyły się już tak dużym zainteresowaniem, przykrywając czasem te pozostałe. W następstwie tego nikt nie wiedział jaką wyrządza szkodę odbierając jej indywidualizm jako wadę. Robili krzywdę, wielką krzywdę, a ona znów cofnęła się do poziomu małej dziewczynki, i to przez nich, jakby dawali jej sygnał, że nie jest jeszcze gotowa, że jeszcze nie teraz, że wcale nie traktują jej tak wcześniej, że czekają parszywie jak hodowcy, aż podrośnie w szklarni ich własnych słów, poglądów, opinii. I może gdyby rodzina nie nauczyła jej walki o własne marzenia, a przede wszystkim o siebie to wszystko skończyłoby się inaczej. Proces rywalizacji ze starszym bratem, który z czasem stał się tym sławniejszym oraz bardziej docenianym, choć nigdy nie był jakoś specjalnie faworyzowany przez rodziców, też jej dopomógł. W każdym bądź razie kolejne lata dojrzewania były całkiem dobre; lata, które namacalnie pozwoliły przejść przez pewien system i powrócić do bycia kimś, a nie małą gówniarą. Niby to niewiele, ale jedno w tej przemianie jest pewne - awans z dzieciaka, któremu chciano podyktować własny smak i klasę na świadomą swojej osobowości kobietę (choć może nadal nie do końca, bo w sumie co jest stuprocentowo gwarantowane?) niósł ze sobą pewnego rodzaju odpowiedzialność, pewien obowiązek, pewien pakt zawiązany z ludźmi, którzy wykonują wysiłek posłuchania cię, poczytania i zwrócenia na Ciebie uwagi nie tylko jako ktoś zły, żyjący w cieniu, zbyt bezpośredni i bezczelny. Wtedy była już pewna, że gdybym mogła to i tak nie zamieniłaby wszystkich tych doświadczeń, cegiełek budujących jej charakter na nic innego. I nieważne ile wypaliła dzisiaj papierosów, ile godzin spędziła przed szkicownikiem, ile dni żyła bez snu, ile oglądnęła meczy, ile razy użerała się z Robertem jak miała w zwyczaju, ile razy przeklęła pod nosem znów parząc ręce lub język. W końcu w jakimś większym stopniu mogła być sobą, mogła wyrazić prawdziwe ja.
Ona - studentka warszawskiej ASP, siostra piłkarza, fanka przeróżnych herbat i pieprzona (jeszcze nie do końca spełniona) artystka.