# Metrydwa to krótki projekt, który powstał dzięki mojej głupocie, zamiłowaniu do piłki nożnej oraz starym, niespełnionym marzeniom o pisaniu. Nie jest on zbyt wyszukany, czy super, lecz ma na celu zabicie moich nudnych wieczorów.

archiwum rozdziałów | bohaterowie | czytane/pisane

metr czwarty

Pokażę ci, jak się spada z dachu

Kto powiedział, że noc jest od spania? Nie, noc jest właśnie od niszczenia sobie życia. Od analiz, tego co było już i tak zanalizowane milion razy. Od wymyślania dialogów, na które i tak nigdy się nie odważymy. Noc jest od tworzenia wielkich planów, których i tak nie będziemy pamiętać rano. Noc jest od bólu głowy do mdłości. Ta była dokładnie taka sama. Było rozmaicie. Tego wieczoru opowiedzieli sobie wszystko. Wszystko, na co od miesięcy nie było czasu, choć przecież naprawdę się lubili. Szczere rozmowy. Pijane rozmowy. Żadna inna nie była tak piękna jak ta. Szumiąca od alkoholu i nieco rozpłakana. Może właśnie dlatego, szło im tak łatwo. Ale coś musiało być nie tak, skoro obudziła się z ogromnym kacem, gdzieś w kołdrze na łóżku, gdzieś gdzie nie powinna go widzieć. Leżał plecami w jej stronę, nadal śpiąc. Dzięki bogu. Całkiem anonimowa historia, tu nikogo nie było, naprawdę, wymięta pościel z szybko znikającą plamą o kształcie ciała i otwarte okno. Chyba już dawno wstało słońce. Szkoda tylko, że wyznawaną zasadę na temat, iż w życiu wszystkiego trzeba spróbować, trzeba zapalić papierosa, upić się do nieprzytomności, tańczyć całą noc, zgubić telefon, nieszczęśliwie się zakochać, jechać w bagażniku, pływać w nocy, zgubić się w obcym mieście, a jeśli robi się coś złego to przynajmniej bawić się przy tym dobrze, zniszczył Lewandowski. Kiedy tylko zlazła z materaca i udała się do kuchni, przywitał ją mroźnym spojrzeniem. Nie mówił nic. Nawet nie zrobił jej herbaty. Usiadł z własnym napojem, czekając najwyraźniej na to, iż Ania uda się do łazienki, a on zostanie sam na sam z siostrą. 
- Czy ty jesteś kurwa poważna? - zapytał po chwili. Nie był ani trochę miły. Siedział przy stole, wśród resztek butelek z ostatniej imprezy. 
- Z reguły owszem - odparła, wyciągając z szafki kubek. Przecież byli poważnymi ludźmi. Tylko trzeba było zdruzgotać się alkoholem. Pocałować. Zrzygać w żywopłot. Znów zamilkł, a ona czuła się trochę paskudnie. To był ten dzień kiedy wszystko się wytrącało, nic nie można było utrzymać w ręku, a herbata, którą dopiero zaparzyła, poleciała na podłogę. Zastanawiała się tylko, czy to przez kaca, czy przez malutkie wyrzuty sumienia. Robert westchnął głęboko, jakby zaraz miał wybuchnąć.
- Ty nie rozumiesz, prawda? Zniknęłaś na pół nocy. Z Wojtkiem - zaakcentował ostatnie zdanie. - Przecież wy... - powiedział, jakby nie mogąc znaleźć odpowiednich wyrazów, a żyłka na jego czole zaczęła lekko pulsować.
- Do niczego nie doszło - wywróciła oczami, zbierając z ziemi resztki rozbitego naczynia. Tak jej się przynajmniej wydawało. Owszem, drinki nieco namieszały im w głowach, ale przecież nikomu nie zależało na niczym więcej.
- Więc tak tylko spaliście w jednym łóżku i mizdrzyliście się w ogrodzie - mruknął zirytowany. - Naprawdę, interesujące!
- Nie krzycz do cholery - wysyczała, marszcząc czoło. - I skończ ten temat. Nic. Nie. Było - wycedziła. Skończyło się przecież za wcześnie, by nazwać to czymś
- Egzamin na bycie suką zdałaś raczej celująco. Prosiłem cię, Milena. Mogłaś przynajmniej tyle nie chlać, już to przerabialiśmy - prychnął, kręcąc głową z dezaprobatą. Tak, chyba wczoraj miał właśnie to na myśli, mówiąc, by nie robiła nic głupiego. Miał rację. Często miał rację. Jasne, że owa sytuacja zaliczała się do tych idiotycznych. Nieważne, czy po prostu spali, czy też się przespali. Jak to wygląda kiedy siostra budzi się obok najlepszego przyjaciela swojego brata? Zwłaszcza, że kiedyś było pomiędzy nimi różnie. Chyba mogła pożegnać się z zaproszeniami na podobnego grilla. Porwała w pośpiechu oraz irytacji paczkę papierosów i wyszła na taras. Znalezienie nieklejącego się od wódki miejsca, nie należało do najłatwiejszych, więc z czystego lenistwa wybrała podłogę. Zdziwił ją. Naprawdę rzadko się denerwował, zwłaszcza o takie brednie. Czyżby Szczęsny zdążył mu wczoraj coś powiedzieć? Najchętniej wróciłaby do swojej obojętności kierowanej do całego świata, ale naprawdę nie lubiła rozczarowywać Roberta. Rozczarowanie to najgorsze słowo. Jestem tobą rozczarowany, brzmi gorzej, niż jesteś beznadziejny, czy nigdy cię nie kochałem. Może nie chodziło tutaj wyłącznie o niego? Kilkanaście minut temu musiała się trzymać ściany, bo jej błędnik zaczął wariować. Ale zepsuło się coś więcej. Straciła pamięć, porządek i chronologię. Może byłoby łatwiej, gdyby wspomnienia z ostatniej nocy nie kończyły się na wychodzeniu do góry po schodach? Może naprawdę wyszła na łatwą zdzirę? Może chodziło tu o stare przeżycia, które nie dawały jej spokoju? Lewandowski był chyba jej największym krytykiem. Nie tylko, gdy chodziło o sztukę. Przetarła szybko powieki, zanim zdążyły zrobić się naprawdę wilgotne. Usiadł obok niej, jakby spokojniejszy, patrząc przed siebie.
- Ile to trwa? - powiedział opanowanym głosem, zupełnie odmiennym do poprzedniego. Podziwiała go za to, jak szybko potrafi uspokoić nerwy i stać się zupełnie innym człowiekiem. To cecha, której zazdrościła mu od maleńkości.
- Co? - spojrzała na brata zdziwiona. 
- Daj spokój, przecież widzę. Nie powiesz mi, że ta noc nic nie znaczyła - wzniósł oczy ku niebu. - Dobrze wiesz, że na to nie pozwolę. Nie z nim. Nie rób sobie nadziei. 
- Robert, do cholery! Chyba nie myślisz, że ja... - zerknęła na niego. A jednak. Naprawdę uważał, że to jakiś romans, że to nie pierwszy raz. Zupełnie nie przypuszczała, aby mógł ją o to podejrzewać. - Ludzie są jednak głupi. Codziennie się zastanawiam, jak ludzie mogą być tacy kurwa durni! Nawet ty - wypaliła kompletnie zdenerwowana, mrużąc oczy i rzucając w kąt niedopałek. Z resztą co to miało znaczyć? Brat miał udzielać jej jakiegoś błogosławieństwa, dobierając znajomych? Nienawidziła, że wszyscy traktowali ją jak dziecko. To miłe, ale jednocześnie odrobinę zgubne uczucie, że absolutnie wszystko zależy od Ciebie, że możesz robić co chcesz, z kim chcesz, gdzie i kiedy chcesz. Kiedy masz własne upodobania i swoje pieniądze. Gdy nie ogranicza Cię nic. Kiedy możesz rzucić wszystko w cholerę i wyjechać na drugi koniec świata. Bez żadnych konsekwencji. Kiedy możesz rzucić studia, bo nikt nie może powiedzieć Ci: musisz. Nic nie musisz. Lubiła to uczucie, gdy mogła słuchać muzyki całą noc, kąpać się 3 godziny z otwartymi drzwiami, jeść na obiad lody, chodzić spać o 6 rano, robić porządki o 3 w nocy i niczym się nie przejmować. Jednak gdzieś między budyniem na kolację, a tańczeniem całą noc wkrada mi się nieśmiało myśl, że tak naprawdę nie chciała tego, że gdyby tylko miała wybór, nic nie byłoby takie jak teraz i nagle odzywa się sumienie, potęgowane komentarzami bliskich. Chyba dlatego mieszkała sama, by być bez jakiejkolwiek kontroli, aczkolwiek przyjeżdżała do Roberta najwyraźniej po to, by ktoś czasami na nią nawrzeszczał, upomniał, postawił do pionu. Ten sposób działał, skoro wywołał sporą złość oraz uruchomił wyrzuty sumienia. Sama nie wiedziała, czy powinna go posłuchać, czy jak zwykle robić po swojemu i nie zważać na jego jęki. Weszła z powrotem środka, udając się do swojego pokoju, lecz zaraz tego pożałowała. W progu stał Wojtek, który najwyraźniej miał świetny humor, a jego rozrywką na dziś miało być blokowanie przejścia. 
- Suń się - mruknęła, próbując minąć chłopaka. Niestety prawie dwa metry przy jej marnym sto siedemdziesiąt, robiły swoje. Szatyn ani myślał się ruszyć, czy też przestać szczerzyć swoich białych zębów.
- Ej, wczoraj byłaś taka kochana i milusia. Co się zmieniło? - uśmiechnął się jeszcze szerzej, nachylając nad Mileną.
- Data - odparła, wreszcie go omijając. Od razu położyła się na łóżku, a głowa brunetki zwisała w dół. Wojtek uniósł tylko brwi do góry, wyraźnie ilustrując jej postać. 
- Oho. Raczysz mi powiedzieć co znów jest nie tak? - przechylił głowę w bok, nadal nie odrywając wzroku od Mileny.
- Depresja napierdala mnie po żebrach.
- To tylko kac, Milenko - zaśmiał się drwiąco, a ona rzeczywiście chciała dzisiejszego ranka schować się na całe życie. 
- Nie mów do mnie Milenko - wychrypiała. 
- Dobrze, Milenko - uśmiechnął się ironicznie. Naprawdę umiał ją zirytować. - Teraz powiedz co cię tak gryzie - choć rzadko okazywał jej współczucie i nie był zbyt troskliwy, to pełnił rolę jej prywatnego psychologa. Czasami nawet się śmiali, że po karierze piłkarskiej powinien zdawać na psychologię. 
- Kiedyś nie byłam taka nerwowa, jak teraz. Mam to w środku. Coś się we mnie bez przerwy trzęsie.
- Zdążyłem już zauważyć parę miesięcy temu. Coś to musiało jednak teraz ruszyć.
- Robert uważa, że się z tobą przespałam - wypaliła, patrząc się ślepo na sufit.
- A tak nie było? - zerknął na Lenę, a w jego głosie można było wyraźnie wyczuć zdumienie.
- Co?! - podniosła się, patrząc na niego zdziwiona. 
- Masz chyba zbyt słabą głowę, skoro nie pamiętasz. A szkoda, bo wczoraj mówiłaś jeszcze, że ci się podobało - wzruszył ramionami, a ją przeszły ciarki. - Milenko, takie bywa czasem życie, że chłopcy są źli, a dziewczynki pieprzą się z innymi chłopcami. Milenko, taki jest świat, że dzieci piją więcej wódki w ciągu miesiąca, niż ich rodzice w ciągu całego roku. Tylko my sami, ocean, bóg i kosmos - uśmiechnął się, jakby kompletnie go to nie ruszyło. Zamarła. Nawet nie mogła się ruszyć, gdyż była pewna, że jej ciało jest sparaliżowane w każdym milimetrze. Prawie uniemożliwiło jej to oddychanie. Była pewna, że żartuje. Wojtek lubił żartować, zwłaszcza z takich tematów. Tym razem był jednak śmiertelnie przekonujący. W tym momencie pięknie spiętrzyła górę swoich problemów. W tym momencie przestała wierzyć w jakąkolwiek przyjaźń damsko-męską. Doszła do wniosku, że zawaliło się doszczętnie wszystko. „Doszła do wniosku”. Kobiety zazwyczaj najpierw nie wiedzą, czego chcą, i żyją jak leci, a później znienacka „dochodzą do wniosku” i wprawdzie nadal nie wiedzą, czego chcą, ale za to wiedzą, że to ma być „coś innego”. Muszę na chwilę zasnąć - pomyślała. I nagle poczuła, że gdy tylko zamknie oczy, najprawdopodobniej już się nie obudzi. Przeanalizowała tę myśl, po czym stwierdziła,ze ma to gdzieś. Co więcej, owa możliwość wydawała jej się wręcz kusząca. Odpocząć. Nie musieć się budzić.

Od autorki: troszkę pomieszanie z poplątaniem, doskonale wiem, jednak obiecuję, że wiele wyjaśni się w kolejnych rozdziałach.