# Metrydwa to krótki projekt, który powstał dzięki mojej głupocie, zamiłowaniu do piłki nożnej oraz starym, niespełnionym marzeniom o pisaniu. Nie jest on zbyt wyszukany, czy super, lecz ma na celu zabicie moich nudnych wieczorów.

archiwum rozdziałów | bohaterowie | czytane/pisane

metr piąty

Przeminął jej kupon w galerii, przeminął jej termin ważności kremu, przeminęło jej parę lat życia i On. Cholera, wszystko przemijało. Nie napawało ją to ani odrobinę radością. Tak naprawdę nawet się z nim nie pożegnała. Na zgrupowanie odwiozła razem z Anią jedynie brata, nawet nie wychodząc z samochodu. Robert nadal był zły, jakby cobnajmniej przespała się z jego miłością, a nie przyjacielem, lecz starał się to tuszować. Milena miała pretensje do samej siebie, gdyż relacji z Wojtkiem nie mogła nazwać już przyjaźnią. W sumie nie dało się tego określić i to bolało ją najbardziej. Przez własną głupotę zniszczyła coś, na co pracowała dosyć długo, coś, co w jej przypadku pojawiało się bardzo rzadko oraz miało charakter wyjątkowy i bezcenny. Bolało ją, że Wojtek pozwolił, by to wszystko się zdarzyło. Bolało, że sama uległa. Oczywiście, był facetem, a każdy facet miał jakieś wewnętrzne zapotrzebowania oraz popędy, ale chyba to nie fair traktować przyjaciółkę jak ofiarę? Mało kto miał prawo być blisko niej, mało kto potrafił z nią wytrzymać. Jakoś tak wyszło, że posiadała również skłonności do autodestrukcji. Gdy było źle, robiła wszystko, aby stało się jeszcze gorzej. Może była zwykłą panikarą, lecz to nie ukształtowało się przecież samo z siebie. Tego dnia irytowało ją niemal wszystko, nawet głupi portal społecznościowy. Nie zerknęła do jarzącego się na czerwono powiadomienia ze skrzynki odbiorczej. Najpierw musiała ochłonąć oraz przekonać samą siebie, że świat się jeszcze nie zawalił, jednak nie spędziła na owej stronie nawet dłuższej chwili. Bo cóż? Może ktoś jeszcze miał ochotę podzielić się z nią swoimi planami czerwcowo-lipcowo-sierpniowymi, zdanymi egzaminami, miłością, albo tym co  właśnie jadł, co robił ze swoją drugą połówką? Rzygający tęczą ludzie, za mało mi jeszcze waszego szczęścia. Porzygajmy razem. Naprawdę mam ochotę to zrobić! - pomyślała ironicznie. Od dwóch dni nie oglądała telewizji, bo obraz śnieżył, a jeśli już był w miarę sprawny, to w kółko trąbili o Euro. Wczoraj wieczorem rozwścieczyło to Milenę tak bardzo, że biło jej do tego serce i bolało. Zmartwił brunetkę fakt, że tak łatwo ulega wszelkim irytacjom i to z powodu martwych przedmiotów. Na zniesienie irytacji jest taka rada, że kiedy się coś psuje i nie da się zreperować, to trzeba sobie dać z tym spokój. Z chwilą, kiedy ustaliła, że nie będzie oglądała telewizji, to się uspokoiła. Więc dlaczego tak trudno było jej znieść wyrzuty sumienia i swoje szczeniackie zachowanie? Dlaczego nie potrafiła się opanować? Liczyła też w duchu na to, iż może to będzie jedyny rok w historii - zgodnie przecież z warunkami prawdopodobieństwa - że tym razem lato nie przyjdzie, postoi tylko na granicy poranków, za horyzontem dnia i na odczepkę roztopi sporadycznie asfaltowe drogi. Wszystko zostanie w zawieszeniu, niepewne, czy już się wydarzyło, czy dopiero przyjdzie na nie kolej. Marzenia ściętej głowy. Nadszedł tak długo wyczekiwany ósmy czerwca, kiedy wszyscy odliczali do meczu. Milenie wcale nie uśmiechał się plan wyjścia z domu. Stachurska jednak była nieuległa. 
- Lena, błagam cię, zaraz się spóźnimy. Przecież pamiętam, że cieszyłaś się jak głupia na te mistrzostwa - Ania powiedziała błagalnie.
- Ale teraz jestem smutna.
- Nie mów tego. Nie znasz innych słów? - wywróciła oczami.
- Zajebiście brakuje mi endorfin! Lepiej? - Ania westchnęła tylko pod nosem, ciągnąc ją za rękę. Nieważne, że Milena osiągnęła dziś stan idealnej wizualizacji "wyglądać jak gówno" oraz owa doba zaliczała się do tych, kiedy po prostu musisz się cholera, w pewnym momencie rozpłakać. 
- Wyluzuj wreszcie, błagam. - przyjaciółka miała po uszy jej narzekań i nic dziwnego. Kilkadziesiąt minut później dotarły już pod stadion, zajmując miejsca w strefie vip obok dziewczyn i bliskich reszty piłkarzy. W duchu mimo wszystko cieszyły się z obecności oglądania niesamowitego widowiska z takiego sektora, ponieważ sprawa z biletami wcale nie była taka prosta, jak mogłoby się wydawać. Zdążyła poznać wszelkie panie Błaszczykowskie, czy Piszczek, wszystkie obowiązkowo w biało-czerwonych barwach. Wcześniej jak zwykle nie było okazji (a raczej chęci z jej strony). Szczerze mówiąc spodziewała się bardziej kobiet z pierwszych stron magazynów plus osiemnaście, niż ładnych, na pierwszy rzut oka  mądrych dziewczyn. Zdążyli także dojechać jej rodzice. 
- Dziecko, jak dobrze wreszcie cię widzieć! - przytuliła ją mama, jakby nie widziały się miesiąc. Zawsze zaliczała się do grona osób szczególnie nadwrażliwych. Wymieniły ze sobą parę słów, lecz nie była to najlepsza sceneria do rozmów. Sam mecz był natomiast dla niej czymś wyjątkowym i czuła jakby pierwszy raz oglądała grę reprezentacji Polski na żywo. Nigdy w życiu nie miała takich ciarek przy odgrywaniu Mazurka Dąbrowskiego. Istnieją minuty, w których przeżywa się więcej niż w całe lata. Te zaliczały się właśnie do nich.
- Co robisz, kretynie?! - zdzierała gardło razem z resztą kibiców, komentując każde niewłaściwe podanie, czy jakiekolwiek zachowanie na boisku. Razem z nimi tworzyła także ogromny doping, bo tylko tak mogła pomóc swojemu bratu. Ona i Stachurska przeżywały to wszystko chyba dziesięć razy bardziej niż Robert. Gol jak zwykle wywołał ogromną euforię wśród ludzi. Niewiarygodny wydawał się fakt ilu widzów siedziało własnie przed telewizorami, ilu w strefie kibica i wśród nich. Cały naród żył właśnie piłką nożną, licząc na wygraną. Była pewna, że to jedyna taka impreza, która potrafiła poruszyć całym krajem i nieco go "usportowić". W sześćdziesiątej dziewiątej minucie, podczas uniesienia czerwonego kartonika w stronę Wojtka, obie nadwyrężyły struny głosowe do granic możliwości. Nikt nie spodziewał się takiego rozwoju wydarzeń. Publiczność zaczęła protestować. Gdyby arbiter był Polakiem, najprawdopodobniej zdziwiłby się słysząc taką wiązankę przekleństw z tysięcy ust. Za to Milena była egoistką. Milena była egoistką bo pomyślała wtedy, że to beznadziejnie, bo następny mecz oboje z bramkarzem oglądną z trybun i zapewne będzie musiała spotkać Wojtka. Jakoś nawet zignorowała wówczas piękną obronę karnego przez Tytonia, który był zmuszony do opuszczenia ławki rezerwowych. Później wszystko potoczyło się dosyć szybko. Remis, wyjście ze stadionu, nawet bez spotkania Lewandowskiego, który najprawdopodobniej szukał ich wśród ogromnej ilości szalików z napisem Polska. Nie było jakichkolwiek szans nawet na parę krótkich zdań. Dostał od niej za to sms'a (bo telefon ciągle był zajęty): Chyba dobre rozpoczęcie mistrzostw, co? P.S Kup mi tabletki na gardło. Przez was stanę się jutro niemową. Odpowiedź nastąpiła po godzinie i nic w tym dziwnego. Jej tym bardziej nie chciałoby się odpisywać na milion wiadomości, udzielać wywiadów i odbierać telefonów. Lepiej szykuj się na Rosję. P.S Z chęcią chciałbym to zobaczyć. Wszyscy w końcu odetchną od twojego gderania. Odezwę się później.


***

Jak pomyślała tak się stało. Koniec końców rzeczy, których chcesz, przychodzą zawsze, tylko z lekkim opóźnieniem, zawsze trochę później, zawsze lekko niekompletne. Tak samo dzieję się z rzeczami, których bardzo nie chcesz. Więc była w dupie. Z chrypą i siedzeniem tylko o jedno wyższym od niego. Minęli się bez słowa. Może zostawienie tego miało być tak samo odważne, jak rozpoczęcie. Może nie musiał nastąpić wcale wielki koniec, krach, kulminacja, jakaś niesamowita dramaturgia. Może, nie może, na pewno zrobili wszystko, co już mogli już zrobić i teraz po prostu powinni zacząć udawać, że nawet się nie znają, że on jest profesjonalnym bramkarzem angielskiego klubu, a ona pseudoartystką o rękach całych w tuszu, więc nic zupełnie ich nie łączy. Ta noc nic nie znaczyła, a ich przyjaźń była tylko mglistym wspomnieniem. Zaraz jednak zniszczył jej wręcz idealny plan, a dokładniej uczynił to podczas przerwy na kolejnej potyczce.
- Domyślam się, że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale szczerze mówiąc, to trochę dziwne, nie uważasz? Takie bezsensowne unikanie siebie. Przeważnie kibicowaliśmy razem, co nie? - Wojtek obrócił się w jej stronę. To oczywiste, że twoje postanowienie może wypalić. A to, że twoje serce w tym momencie protestuje, bo jednak za dużo was łączy i szkoda ci tego zmarnować, to zupełnie normalna reakcja - pomyślała przy okazji. Widziała na jego twarzy także lekką irytację i zawiedzenie, iż nie udało mu się wziąć udziału w meczu. Musiała to wykorzystać, jak bardzo wredne by to nie było.
- Dziwne to raczej jest to, że nie ma cię w bramce. Przeważnie występowałeś na murawie, a nie plastikowych siedzeniach, co nie? - zaczęła go przedrzeźniać, odgarniając włosy do tyłu, a on uśmiechnął się głupio. Pokręcił głową z dezaprobatą, jak miał w zwyczaju, by zaraz wyciągnąć rękę w jej stronę i ściągnąć brunetkę niżej, by mogła stanąć obok niego. Nie zaprotestowała. Najprawdopodobniej przestała w tym momencie rozumieć siebie, tracąc jakąkolwiek silną wolę.
- Brakowało mi twojej zgryźliwości - powiedział, po raz kolejny szczerząc zęby. Niektórzy mają ochotę rzygać z przejedzenia lub po alkoholu, ale ona była inna. Milena miała ochotę rzygać z powodu kłębiących się we jej głowie myśli.

Od autorki: Średnio, krótko i nudno, jednak nie chciałam po prostu zbyt szybko rozwijać akcji. Moja wena też ostatnimi czasy cierpi.