To niewiarygodne, że całe dwa tygodnie, całe czternaście dni, potrafiło zlać się w jedną całość. Milena chyba dopiero po terapii uświadomiła sobie, iż gdyby miała tak żyć, gdzieś w zamknięciu i na dodatek bez najbliższych, to zapewne zgłupiałaby jeszcze bardziej. Każda doba na oddziale przynosiła ze sobą nowe przemyślenia oraz coraz większą tęsknotę za domem. Do łóżka miała tam bardzo blisko i najczęściej mu ulegała, po prostu śpiąc, bo w kontaktach z łóżkiem była bardzo mało asertywna i kompletnie nie potrafiła mu odmawiać. Co innego miała z resztą do roboty? Kiedy znalazła się na miejscu miała w sobie jakiś żal do samej siebie oraz Roberta, że pozwoliła się wysłać do Krakowa. Później jednak, z minuty na minutę, zaczęła pojmować, iż ma to jakiś sens. Nie dało się zaprzeczyć. Jakiś czas temu wpadła w swoją wewnętrzną histerię. Nie krzyczała, nie płakała głośno (przeważnie), nie biegała i nie wyrywała sobie włosów z głowy. Po prostu coś ją zatrzymało i nie pozwalało cieszyć się życiem. Czuła się, jakby ktoś wyjął jej wtyczkę z kontaktu. Przez rok wszystko było bólem i chaosem. Niestety miała tendencję do radzenia sobie z problemami w taki sposób, że w ogóle sobie z nimi nie radziła. Ku swojemu zaskoczeniu pobyt odrobinę zmienił jej nastawienie. Czuła także, że nadszedł czas by uporządkować swoje życie. Teraz należało wprowadzić względny ład oraz dążyć do swoich celów i marzeń. Ludzie mają po osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia lat, ale nie są dorośli. Wciąż zdarza im się zachowywać jak dzieci. Popełniają błędy, potykają się, gubią, dokonują złych wyborów, podejmują złe decyzje. Stosunkowo często sobie nie radzą. Wszyscy przecież potrzebujemy pomocy, oparcia w rodzinie i bliskich. Działamy pod wpływem emocji, dajemy się ponieść chwili. Wydaje nam się, że możemy wszystko, ale z czasem to mija. Jesteśmy młodzi, zagubieni. Nie wiemy, jak żyć. Strasznie spinamy się, aby być jacyś. Codziennie rysujemy siebie, dolepiamy do siebie klejem różne kartki, zdjęcia, wyrysowujemy się w ramki, aby poczuć, że jesteśmy czymś więcej niż imieniem i nazwiskiem. Lubimy towarzystwo, ale nie możemy znieść ludzi cały czas koło siebie. Więc gdzieś się gubimy, potem wracamy i znów znikamy. W uszach brunetki brzmiały słowa, które usłyszała kiedy Robert ją odwoził. Powiedział: Już nie potrafię dostrzec tego szczerego uśmiechu u ciebie. Co z tego, że usta się śmieją jak z oczu uleciało to ciepłe światełko? Czasem zdarzało się, że używał takich dziwnych zdań. Szczerze mówiąc, nie wiedziała czy ono, owe światełko, wróciło. Co za różnica? Matka pewnie i tak znów stwierdziłaby, że wygląda jak kościotrup. Swoją drogą nie miała pojęcia, czy była zaznajomiona z sytuacją. Rozmawiały ze sobą stosunkowo rzadko, więc przez ostatni czas nie dzwoniła. Były w dobrych kontaktach, lecz po prostu niekoniecznie zbyt częstych. Lewandowski jej powiedział? Być może, choć stawiała bardziej na to, że milczał, by po prostu nie denerwować rodzicielki. Wszystko przeżywała sto razy bardziej niż powinna, więc mimochodem brat Mileny zrobił pewnie przysługę, nikogo o tym nie informując. Sam za to odwiedził siostrę dwa razy, a później za jej namową wybrał się z narzeczoną na Mazury. Milena doskonale wiedziała ile czekali na wspólnie spędzony urlop, więc nie chciała aby jej pobyt w klinice miał komuś popsuć plany. Wcale nie było tak łatwo go przekonać. Teraz jednak, z torbą na ramieniu, gotowa do wrócenia do normalności, była pewna, że go ujrzy. W końcu tak się umawiali. Stała przed drzwiami wejściowymi, co jakiś czas poprawiając włosy targane przez wiatr. Jakież było jej zdziwienie, kiedy przed sobą zobaczyła wysokiego na prawie dwa metry bramkarza. Gdy w pewnej chwili zmierzył Milenę od stóp do głów, nawet nie mrugnąwszy powieką, po jej ciele przemknęły gorące dreszcze. Nogi przyssały się do ziemi. Duszę ogarnął jakby spokój.
- Witaj, świrusie - zaśmiał się, widząc jej zdziwienie, po czym pocałował w czoło. Tak jak gdyby nigdy nic. Tak jakby nie było tamtej rozmowy na balkonie, ani niepotrzebnie wypowiedzianych słów. Miała ochotę zapytać gdzie jest Robert, co robi tutaj Wojtek i w ogóle dlaczego, jednak powstrzymała swą ciekawość. Właściwie cieszyła się z takiego zwrotu akcji. Naprawdę była szczęśliwa, że odebrał ją właśnie Szczęsny.
- Wreszcie wolna - odetchnęła z ulgą, witając się z szatynem. On tylko wyszczerzył swoje białe zęby w szerokim uśmiechu.
- Tęskniłaś? - spytał, biorąc od niej bagaż.
- Nie, umierałam z radości i wszechogarniającego mnie szczęścia - wywróciła oczami, ironizując.
- Nie zapytasz gdzie jest Lewy? - zerknął na nią, otwierając samochód.
- A powinnam? Skoro go nie ma to trudno. Fajnie, że przynajmniej ty przyjechałeś - wzruszyła ramionami, po czym zajęła miejsce pasażera. Jego białe Porsche Cayenne naprawdę robiło wrażenie.
- To dobrze - uniósł kąciki do ust, wyraźnie coś knując. Milena posłała mu wymowne spojrzenie, pełne zaciekawienia. Nie musiała długo czekać na odpowiedź. - W sumie to nie wie, że tu jestem. Miał przyjechać koło szesnastej, więc teraz pewnie jest gdzieś w połowie drogi. Cóż, byłem pierwszy - znów wyszczerzył się cwaniacko. Ruszyli z parkingu w kierunku stolicy, przedzierając się przez mniej lub bardziej zakorkowane drogi. Włączyli radio, a raczej płytę Neo Retros, których oboje uwielbiali. Milena popatrzyła na chłopaka zielonymi tęczówkami, które obecnie były przepełnione najzwyklejszą tęsknotą i jakąś wewnętrzną wdzięcznością za to, iż przybył. Objął ją po raz kolejny bez słów, wiedząc, że właśnie teraz bardzo tego potrzebowała. Uczynił to jedną ręką, by móc także skupić się na prowadzeniu. Zawsze doceniała to, iż wcale nie musieli rozmawiać aby dotrzeć do porozumienia. Takie przytulenie się do faceta wystarczyło, by poczuła się bezpiecznie i kobieco. Ktoś kiedyś powiedział, że żeby przetrwać potrzebuje się co najmniej trzech takich dziennie. Mądry gość. Zdecydowanie. Wyraźnie czuła twarde, muskularne ramię spod przykrywającej go garderoby. Dookoła unosił się delikatny zapach jego perfum. W końcu zatrzymali się na bocznej, leśnej dróżce, gdy okazało się, że bagażnik nie został domknięty, a informująca o tym kontrolka irytowała kierowcę. Ale to nie samochód był najważniejszy. W pewnym momencie, nawet nie mając pojęcia kiedy dokładnie, ich usta odnalazły się i łagodnie walczyły, gryząc wargi. Igrały wśród tego terenu, gdzie przelewało się tam i z powrotem ciepłe powietrze. Nie miała pojęcia, kto zaczął. Wojtek po chwili nagle odsunął się, dokładnie śledząc jej twarz. Pokręcił głową rozbawiony, co kompletnie zbiło z tropu Milenę.
- W sumie, to okłamuj mnie dalej. Wciskaj mi najgorszy kit na świecie. Nie chcę nic oprócz twoich farmazonów. Oprócz twoich bajek. Jakkolwiek byś się starała to ignorować albo temu zaprzeczać, kłamstwa ostatecznie się skończą. Czy tego chcesz, czy nie. Ty tego jeszcze nie czujesz, dlatego możemy oszukiwać się tak pięknie jak dotychczas - powiedział. Pewnie miał rację. Czas wyłączyć zadawanie pytań, przestać ogarniać, dlaczego to w ogóle się dzieje. To się staje. Coś w tym musiało być, skoro przez całą wizytę w Krakowie zachowywała się jak kretynka, czekając na chociażby jedną wiadomość od niego, która czasem nie nadchodziła. Łudziła się, że pomylił numery, że stracił zasięg, albo padła mu bateria. Pragnęła się z nim spotkać. Chciała posłuchać o tym co u niego, pomilczeć kiedy zapytałby o jej sprawy i robić to co robili zawsze razem. Jedyną rzeczą, którą pojęła w stu procentach przez okres ostatnich tygodni, był fakt, że naprawdę nie wyobrażała sobie życia bez Wojtka. Tęskniła za nim nieustannie. Oprócz pragnienia odczuwała tylko to jedno tęsknotę. Ani zimna, ani ciepła, ani głodu. Ale co miała mu powiedzieć? Wiesz, chyba jednak miałeś rację. Może naprawdę cię kocham? To brzmiało fatalnie, zwłaszcza po ciągłych ucieczkach czy zaprzeczeniach. Człowiek przecież oszukuje siebie tak często, że gdyby mu za to płacili, mógłby się spokojnie utrzymać. O najważniejszych sprawach najtrudniej opowiedzieć. Są to sprawy, których się wstydzi, ponieważ słowa pomniejszają je. Zdobywa się na odwagę i wyjawia sekrety, a ludzie dziwnie się na niego patrzą, w ogóle nie rozumiejąc, co powiedział, albo dlaczego uważał to za tak ważne, że prawie płakał mówiąc. Ze Szczęsnym na ogół nie miała tego problemu, lecz tym razem się pojawił, a Milena nic nie mogła na to poradzić. Bała się reakcji i tego, że słowa wcale nie zabrzmią tak jak w jej głowie.
- Posłuchaj. Ucieknijmy stąd. Wyjedźmy gdzieś. Kupię wreszcie te cholerne bilety do Paryża. Pojedziemy tam razem, zobaczysz te wszystkie zabytki, drogie sklepy, całe miasto, pójdziemy na jakiś koncert francuskiej muzyki, przelejesz wszystko na kartkę, odpoczniemy od Polski, od innych. Rozumiesz, my sami - siedział ze wzrokiem utkwionym w jej oczach, mówiąc całkiem poważnie. Milena westchnęła cicho. Wiedziała do czego zmierza. On także był świadom, iż rozumie.
- Wojtek... my się pozabijamy. Już po kilku dniach spędzonych wspólnie będziemy rzygać swoim imieniem i nazwiskiem - odparła, niepewna pomysłu, niepewna zmian. Przychodzi czas, że udajesz przed sobą, że wcale nie chcesz spełniać starych, zardzewiałych celów. Zaczynasz zachowywać się idiota z rozdwojeniem jaźni. Masz tylko jedną, ale wmawiasz sobie, że masz dwie i jednego siebie możesz oszukać, a to jest gówno prawda, bo nie możesz. I tak tkwisz w tym swoim nie-wiadomo-czym przez resztę czasu, aż nagle, nieoczekiwanie naprawdę masz to marzenie gdzieś i wtedy, dokładnie w najbliższej przyszłości ma prawo się ziścić.
- Nie obchodzi mnie to. Po prostu chcę z tobą spędzić jeszcze trochę czasu. Spodoba ci się, jestem pewien. Kurwa, pójdziemy do tych najdroższych restauracji, chcesz to wynajmę pięciogwiazdkowy hotel. Obojętnie. Byle z tobą. Poza tym przecież burzliwe związki są najpiękniejsze! Nie mógłbym wytrzymać w związku, w którym jest nudno - na te słowa dziewczyna zareagowała delikatnym rozbawieniem.
- Ale ja nie chcę jakiś drogich knajp, gdzie nie będę wiedziała do czego użyć jednego z trzydziestu widelców. Wystarczy mi jak się wspólnie pośmiejemy przy kawie, na stacji benzynowej. Nie musisz kombinować. Tylko proszę, pocałuj mnie raz jeszcze i o nic nie pytaj. Nie wymagaj ode mnie na razie niczego więcej. Wiem, to żałosne. Ale proszę - odparła. Patrzyli na siebie chwilę w kompletnej ciszy, nadal blisko siebie. Jedynym dźwiękiem były ich oddechy. Wiedziała, że Wojtek zaakceptował jej prośbę, bo znów delikatnie musnął jej usta, by potem wpić się w nie namiętnie. Oparł dłonie na jej talii raz po raz składając pocałunki na pełnych ustach brunetki. Westchnęła, na co chłopak zareagował cichym, pełnym zadowolenia mruknięciem. Po jakimś czasie brunetka wtuliła się w Wojtka, a gdy zamknęła oczy, pomyślała, że nie chce od losu niczego więcej, tylko już na zawsze móc zostać w jego ramionach. Wtulała się, bo już nigdy więcej go nie oszuka. Wtulała się, bo zaakceptowała swoją rolę. Wtulała się, bo w końcu zrozumiała, co to znaczy, że ktoś mógłby za nią dać się publicznie rozstrzelać. Zero snucia analiz, zero wymyślania, zero układania scenariuszy w swojej zapracowanej głowie. Żyła chwilą. Była tylko tam. Może czasem nie warto się powstrzymywać. Wystarczy zamknąć oczy, zapomnieć o moralności. Przeżyć chwile, które kiedyś będzie się wspominać. Zrobić to czego pragnie dusza, myśleć o sobie. Myślenie o innych z reguły się nie opłaca. Czuła się jak mała dziewczynka, która po raz pierwszy spróbowała czekolady i tak bardzo polubiła jej smak, że ciągle miała ochotę na więcej.
- Przepraszam za to wszystko. Zdziczałam. Chyba za długo byłam sama - powiedziała gdzieś pomiędzy kolejnymi całusami. Wojtek jednak uniósł lekko kąciki ust do góry, nadal nie odrywając się od Mileny.
- Chciałaś chyba powiedzieć, że za długo byłaś z nieodpowiednim facetem - odparł, oddalając swą twarz tylko o parę centymetrów.
- Nie. Chciałam powiedzieć, że chce się z tobą kochać - odpowiedziała bezwstydnie, lecz nie zaskakująco. Doskonale o tym wiedział, ściągając parę sekund wcześniej z niej sweter, pod którym nie było nic oprócz stanika. Jej blada, wręcz biała skóra kontrastowała się z czarną tapicerką samochodu oraz opalonym ciałem piłkarza. Wsuwał swoje ciepłe palce pod materiał jej spodni, by po chwili zabrać się za ich rozpinanie.
- Czekaj. Mógłbyś mi coś obiecać? To dla mnie bardzo ważne, przyrzeknij, że się zgodzisz - po raz kolejny przerwała przyjemny moment, co zdziwiło szatyna. Pokiwał twierdząco głową, zniecierpliwiony.
- Nawet jeśli jutro dojdziemy do wniosku, ze jesteśmy z innych bajek i nasz związek nie ma sensu to chcę się z Tobą spotykać na 24 godziny w pierwszy weekend każdego nieparzystego miesiąca. Nawet jeśli ułożymy sobie życie osobno. Na 24 godziny bez żadnych zobowiązań i późniejszych konsekwencji. Wyłączamy telefony i jesteśmy tylko my. Może będziesz mi opowiadał o swojej księżniczce z bajki, zdolnych dzieciach, a może po prostu będziemy leżeć na podłodze, pić wódkę z gwinta i trzymając się za ręce przeklinać twoje albo moje życie... Wszystko mi jedno. Nie patrz tak na mnie. Cholera, wiem że to chory układ, ale chcę Cię mieć chociaż przez 144 godziny rocznie. Obiecaj - chłopak roześmiał się, lecz widząc jej śmiertelną uwagę przyrzekł dotrzymać układu. Bardziej jednak śmieszył go fakt, iż naprawdę nie zamierzał nigdzie odchodzić ani układać sobie planów bez obecności brunetki. Widząc świecące się iskierki podniecenia w jego oczach, wróciła do poprzednich czynności. Pozwoliła rozpiąć sobie biustonosz, który wylądował gdzieś na wycieraczce przy siedzeniu pasażera. Chłopak ściągnął z niej także dżinsy, zatrzymując swoje wielkie dłonie na pośladkach. Milena nie pozostawała dłużna. Odzienie bramkarza znalazło miejsce w tyle samochodu, lecz na pewno nie na jego ciele. Atmosfera z chwili na chwilę robiła się coraz bardziej zmysłowa, a ich skóry rozpalone. Potem, bez zbędnych ceregieli doszło do jeszcze bardziej intymnego połączenie ich ciał. Oboje byli spragnieni seksu. Poruszały się one rytmicznie, a co jakiś czas szczupła sylwetka dziewczyny wyginała się w łuku z rozkoszy. Nikt z nich nie zważał na gniecenie się na siedzeniach samochodu, ani na to, iż co jakiś czas on, bądź ona obijała się o skrzynię biegów albo schowek. Gdy nadszedł kulminacyjny moment szczytu wbiła swoje paznokcie w jego plecy, pozostawiając parę czerwonych smug. Oboje jęknęli z uczucia ekstazy, a Szczęsny znów uniósł zadowolone usta ku górze, po czym pocałował ją w czoło. W momencie, kiedy opadli na fotelach obok siebie, rozległ się dźwięk telefonu. Piłkarz zaczął go szukać, co wyglądało dosyć zabawnie, z racji iż spodnie znajdowały się gdzieś na ziemi, a to właśnie w nich trzymał komórkę. Popatrzył zdumiony na wyświetlacz, pokazując przy okazji Milenie doskonale znany jej pseudonim. Lewy. Przeklinała swego brata w myślach, nie wierząc w to, jak cudowne posiadał wyczucie czasu.
- Halo? - zapytał Wojciech, słuchając uważnie głosu kolegi, który zapewne właśnie przyjechał do Krakowa. Sam musiał za to pilnować swego nadal przyśpieszonego oddechu. Wywrócił oczami słysząc zapewne jego pretensje i irytację. - Tak, Roberciku. Jest ze mną i myślę, że ma się całkiem dobrze. Nie. Nie wróci do domu. Jeśli tylko się zgodzi, zabiorę ją na stałe, gdzieś, w zupełnie inne miejsce, i tam już nikt nas nie znajdzie, tylko mężczyzna który będzie nam dowoził coś do jedzenia, a dla niej papierosy. Przekupimy go, aby nikomu nie dawał adresu do naszej kryjówki. Nawet tobie. Rozumiesz, tak się składa, że Milena od paru lat jest już dorosła - nacisnął czerwoną słuchawkę z uśmiechem. Był świadom jak bardzo robi na złość Lewandowskiemu. Był świadom, że jego siostrze nie chciało się już uciekać.
Od autorki: I tak to się kończy. Czeka was jeszcze epilog i byłoby na tyle. Już teraz chciałabym podziękować wam, bo bez waszych komentarzy, waszych miłych słów to całe opowiadanie nie miałoby sensu. Jesteście wspaniałe! Za inspiracje dziękuję także twórczości Jakuba Żulczyka, którego książki ubóstwiam. Myślę, że dziesięć rozdziałów to wystarczająca ilość dla tego niezdarnego love story. Nadal zostanę aby czytać wasze dzieła, a później kto wie, może wymyślę coś zupełnie nowego? Taki mam plan. Dziękuję dziękuję dziękuję. <3 Szalone kibicki piłki nożnej to chyba najpiękniejszy rodzaj żyjących kobiet.
- Witaj, świrusie - zaśmiał się, widząc jej zdziwienie, po czym pocałował w czoło. Tak jak gdyby nigdy nic. Tak jakby nie było tamtej rozmowy na balkonie, ani niepotrzebnie wypowiedzianych słów. Miała ochotę zapytać gdzie jest Robert, co robi tutaj Wojtek i w ogóle dlaczego, jednak powstrzymała swą ciekawość. Właściwie cieszyła się z takiego zwrotu akcji. Naprawdę była szczęśliwa, że odebrał ją właśnie Szczęsny.
- Wreszcie wolna - odetchnęła z ulgą, witając się z szatynem. On tylko wyszczerzył swoje białe zęby w szerokim uśmiechu.
- Tęskniłaś? - spytał, biorąc od niej bagaż.
- Nie, umierałam z radości i wszechogarniającego mnie szczęścia - wywróciła oczami, ironizując.
- Nie zapytasz gdzie jest Lewy? - zerknął na nią, otwierając samochód.
- A powinnam? Skoro go nie ma to trudno. Fajnie, że przynajmniej ty przyjechałeś - wzruszyła ramionami, po czym zajęła miejsce pasażera. Jego białe Porsche Cayenne naprawdę robiło wrażenie.
- To dobrze - uniósł kąciki do ust, wyraźnie coś knując. Milena posłała mu wymowne spojrzenie, pełne zaciekawienia. Nie musiała długo czekać na odpowiedź. - W sumie to nie wie, że tu jestem. Miał przyjechać koło szesnastej, więc teraz pewnie jest gdzieś w połowie drogi. Cóż, byłem pierwszy - znów wyszczerzył się cwaniacko. Ruszyli z parkingu w kierunku stolicy, przedzierając się przez mniej lub bardziej zakorkowane drogi. Włączyli radio, a raczej płytę Neo Retros, których oboje uwielbiali. Milena popatrzyła na chłopaka zielonymi tęczówkami, które obecnie były przepełnione najzwyklejszą tęsknotą i jakąś wewnętrzną wdzięcznością za to, iż przybył. Objął ją po raz kolejny bez słów, wiedząc, że właśnie teraz bardzo tego potrzebowała. Uczynił to jedną ręką, by móc także skupić się na prowadzeniu. Zawsze doceniała to, iż wcale nie musieli rozmawiać aby dotrzeć do porozumienia. Takie przytulenie się do faceta wystarczyło, by poczuła się bezpiecznie i kobieco. Ktoś kiedyś powiedział, że żeby przetrwać potrzebuje się co najmniej trzech takich dziennie. Mądry gość. Zdecydowanie. Wyraźnie czuła twarde, muskularne ramię spod przykrywającej go garderoby. Dookoła unosił się delikatny zapach jego perfum. W końcu zatrzymali się na bocznej, leśnej dróżce, gdy okazało się, że bagażnik nie został domknięty, a informująca o tym kontrolka irytowała kierowcę. Ale to nie samochód był najważniejszy. W pewnym momencie, nawet nie mając pojęcia kiedy dokładnie, ich usta odnalazły się i łagodnie walczyły, gryząc wargi. Igrały wśród tego terenu, gdzie przelewało się tam i z powrotem ciepłe powietrze. Nie miała pojęcia, kto zaczął. Wojtek po chwili nagle odsunął się, dokładnie śledząc jej twarz. Pokręcił głową rozbawiony, co kompletnie zbiło z tropu Milenę.
- W sumie, to okłamuj mnie dalej. Wciskaj mi najgorszy kit na świecie. Nie chcę nic oprócz twoich farmazonów. Oprócz twoich bajek. Jakkolwiek byś się starała to ignorować albo temu zaprzeczać, kłamstwa ostatecznie się skończą. Czy tego chcesz, czy nie. Ty tego jeszcze nie czujesz, dlatego możemy oszukiwać się tak pięknie jak dotychczas - powiedział. Pewnie miał rację. Czas wyłączyć zadawanie pytań, przestać ogarniać, dlaczego to w ogóle się dzieje. To się staje. Coś w tym musiało być, skoro przez całą wizytę w Krakowie zachowywała się jak kretynka, czekając na chociażby jedną wiadomość od niego, która czasem nie nadchodziła. Łudziła się, że pomylił numery, że stracił zasięg, albo padła mu bateria. Pragnęła się z nim spotkać. Chciała posłuchać o tym co u niego, pomilczeć kiedy zapytałby o jej sprawy i robić to co robili zawsze razem. Jedyną rzeczą, którą pojęła w stu procentach przez okres ostatnich tygodni, był fakt, że naprawdę nie wyobrażała sobie życia bez Wojtka. Tęskniła za nim nieustannie. Oprócz pragnienia odczuwała tylko to jedno tęsknotę. Ani zimna, ani ciepła, ani głodu. Ale co miała mu powiedzieć? Wiesz, chyba jednak miałeś rację. Może naprawdę cię kocham? To brzmiało fatalnie, zwłaszcza po ciągłych ucieczkach czy zaprzeczeniach. Człowiek przecież oszukuje siebie tak często, że gdyby mu za to płacili, mógłby się spokojnie utrzymać. O najważniejszych sprawach najtrudniej opowiedzieć. Są to sprawy, których się wstydzi, ponieważ słowa pomniejszają je. Zdobywa się na odwagę i wyjawia sekrety, a ludzie dziwnie się na niego patrzą, w ogóle nie rozumiejąc, co powiedział, albo dlaczego uważał to za tak ważne, że prawie płakał mówiąc. Ze Szczęsnym na ogół nie miała tego problemu, lecz tym razem się pojawił, a Milena nic nie mogła na to poradzić. Bała się reakcji i tego, że słowa wcale nie zabrzmią tak jak w jej głowie.
- Posłuchaj. Ucieknijmy stąd. Wyjedźmy gdzieś. Kupię wreszcie te cholerne bilety do Paryża. Pojedziemy tam razem, zobaczysz te wszystkie zabytki, drogie sklepy, całe miasto, pójdziemy na jakiś koncert francuskiej muzyki, przelejesz wszystko na kartkę, odpoczniemy od Polski, od innych. Rozumiesz, my sami - siedział ze wzrokiem utkwionym w jej oczach, mówiąc całkiem poważnie. Milena westchnęła cicho. Wiedziała do czego zmierza. On także był świadom, iż rozumie.
- Wojtek... my się pozabijamy. Już po kilku dniach spędzonych wspólnie będziemy rzygać swoim imieniem i nazwiskiem - odparła, niepewna pomysłu, niepewna zmian. Przychodzi czas, że udajesz przed sobą, że wcale nie chcesz spełniać starych, zardzewiałych celów. Zaczynasz zachowywać się idiota z rozdwojeniem jaźni. Masz tylko jedną, ale wmawiasz sobie, że masz dwie i jednego siebie możesz oszukać, a to jest gówno prawda, bo nie możesz. I tak tkwisz w tym swoim nie-wiadomo-czym przez resztę czasu, aż nagle, nieoczekiwanie naprawdę masz to marzenie gdzieś i wtedy, dokładnie w najbliższej przyszłości ma prawo się ziścić.
- Nie obchodzi mnie to. Po prostu chcę z tobą spędzić jeszcze trochę czasu. Spodoba ci się, jestem pewien. Kurwa, pójdziemy do tych najdroższych restauracji, chcesz to wynajmę pięciogwiazdkowy hotel. Obojętnie. Byle z tobą. Poza tym przecież burzliwe związki są najpiękniejsze! Nie mógłbym wytrzymać w związku, w którym jest nudno - na te słowa dziewczyna zareagowała delikatnym rozbawieniem.
- Ale ja nie chcę jakiś drogich knajp, gdzie nie będę wiedziała do czego użyć jednego z trzydziestu widelców. Wystarczy mi jak się wspólnie pośmiejemy przy kawie, na stacji benzynowej. Nie musisz kombinować. Tylko proszę, pocałuj mnie raz jeszcze i o nic nie pytaj. Nie wymagaj ode mnie na razie niczego więcej. Wiem, to żałosne. Ale proszę - odparła. Patrzyli na siebie chwilę w kompletnej ciszy, nadal blisko siebie. Jedynym dźwiękiem były ich oddechy. Wiedziała, że Wojtek zaakceptował jej prośbę, bo znów delikatnie musnął jej usta, by potem wpić się w nie namiętnie. Oparł dłonie na jej talii raz po raz składając pocałunki na pełnych ustach brunetki. Westchnęła, na co chłopak zareagował cichym, pełnym zadowolenia mruknięciem. Po jakimś czasie brunetka wtuliła się w Wojtka, a gdy zamknęła oczy, pomyślała, że nie chce od losu niczego więcej, tylko już na zawsze móc zostać w jego ramionach. Wtulała się, bo już nigdy więcej go nie oszuka. Wtulała się, bo zaakceptowała swoją rolę. Wtulała się, bo w końcu zrozumiała, co to znaczy, że ktoś mógłby za nią dać się publicznie rozstrzelać. Zero snucia analiz, zero wymyślania, zero układania scenariuszy w swojej zapracowanej głowie. Żyła chwilą. Była tylko tam. Może czasem nie warto się powstrzymywać. Wystarczy zamknąć oczy, zapomnieć o moralności. Przeżyć chwile, które kiedyś będzie się wspominać. Zrobić to czego pragnie dusza, myśleć o sobie. Myślenie o innych z reguły się nie opłaca. Czuła się jak mała dziewczynka, która po raz pierwszy spróbowała czekolady i tak bardzo polubiła jej smak, że ciągle miała ochotę na więcej.
- Przepraszam za to wszystko. Zdziczałam. Chyba za długo byłam sama - powiedziała gdzieś pomiędzy kolejnymi całusami. Wojtek jednak uniósł lekko kąciki ust do góry, nadal nie odrywając się od Mileny.
- Chciałaś chyba powiedzieć, że za długo byłaś z nieodpowiednim facetem - odparł, oddalając swą twarz tylko o parę centymetrów.
- Nie. Chciałam powiedzieć, że chce się z tobą kochać - odpowiedziała bezwstydnie, lecz nie zaskakująco. Doskonale o tym wiedział, ściągając parę sekund wcześniej z niej sweter, pod którym nie było nic oprócz stanika. Jej blada, wręcz biała skóra kontrastowała się z czarną tapicerką samochodu oraz opalonym ciałem piłkarza. Wsuwał swoje ciepłe palce pod materiał jej spodni, by po chwili zabrać się za ich rozpinanie.
- Czekaj. Mógłbyś mi coś obiecać? To dla mnie bardzo ważne, przyrzeknij, że się zgodzisz - po raz kolejny przerwała przyjemny moment, co zdziwiło szatyna. Pokiwał twierdząco głową, zniecierpliwiony.
- Nawet jeśli jutro dojdziemy do wniosku, ze jesteśmy z innych bajek i nasz związek nie ma sensu to chcę się z Tobą spotykać na 24 godziny w pierwszy weekend każdego nieparzystego miesiąca. Nawet jeśli ułożymy sobie życie osobno. Na 24 godziny bez żadnych zobowiązań i późniejszych konsekwencji. Wyłączamy telefony i jesteśmy tylko my. Może będziesz mi opowiadał o swojej księżniczce z bajki, zdolnych dzieciach, a może po prostu będziemy leżeć na podłodze, pić wódkę z gwinta i trzymając się za ręce przeklinać twoje albo moje życie... Wszystko mi jedno. Nie patrz tak na mnie. Cholera, wiem że to chory układ, ale chcę Cię mieć chociaż przez 144 godziny rocznie. Obiecaj - chłopak roześmiał się, lecz widząc jej śmiertelną uwagę przyrzekł dotrzymać układu. Bardziej jednak śmieszył go fakt, iż naprawdę nie zamierzał nigdzie odchodzić ani układać sobie planów bez obecności brunetki. Widząc świecące się iskierki podniecenia w jego oczach, wróciła do poprzednich czynności. Pozwoliła rozpiąć sobie biustonosz, który wylądował gdzieś na wycieraczce przy siedzeniu pasażera. Chłopak ściągnął z niej także dżinsy, zatrzymując swoje wielkie dłonie na pośladkach. Milena nie pozostawała dłużna. Odzienie bramkarza znalazło miejsce w tyle samochodu, lecz na pewno nie na jego ciele. Atmosfera z chwili na chwilę robiła się coraz bardziej zmysłowa, a ich skóry rozpalone. Potem, bez zbędnych ceregieli doszło do jeszcze bardziej intymnego połączenie ich ciał. Oboje byli spragnieni seksu. Poruszały się one rytmicznie, a co jakiś czas szczupła sylwetka dziewczyny wyginała się w łuku z rozkoszy. Nikt z nich nie zważał na gniecenie się na siedzeniach samochodu, ani na to, iż co jakiś czas on, bądź ona obijała się o skrzynię biegów albo schowek. Gdy nadszedł kulminacyjny moment szczytu wbiła swoje paznokcie w jego plecy, pozostawiając parę czerwonych smug. Oboje jęknęli z uczucia ekstazy, a Szczęsny znów uniósł zadowolone usta ku górze, po czym pocałował ją w czoło. W momencie, kiedy opadli na fotelach obok siebie, rozległ się dźwięk telefonu. Piłkarz zaczął go szukać, co wyglądało dosyć zabawnie, z racji iż spodnie znajdowały się gdzieś na ziemi, a to właśnie w nich trzymał komórkę. Popatrzył zdumiony na wyświetlacz, pokazując przy okazji Milenie doskonale znany jej pseudonim. Lewy. Przeklinała swego brata w myślach, nie wierząc w to, jak cudowne posiadał wyczucie czasu.
- Halo? - zapytał Wojciech, słuchając uważnie głosu kolegi, który zapewne właśnie przyjechał do Krakowa. Sam musiał za to pilnować swego nadal przyśpieszonego oddechu. Wywrócił oczami słysząc zapewne jego pretensje i irytację. - Tak, Roberciku. Jest ze mną i myślę, że ma się całkiem dobrze. Nie. Nie wróci do domu. Jeśli tylko się zgodzi, zabiorę ją na stałe, gdzieś, w zupełnie inne miejsce, i tam już nikt nas nie znajdzie, tylko mężczyzna który będzie nam dowoził coś do jedzenia, a dla niej papierosy. Przekupimy go, aby nikomu nie dawał adresu do naszej kryjówki. Nawet tobie. Rozumiesz, tak się składa, że Milena od paru lat jest już dorosła - nacisnął czerwoną słuchawkę z uśmiechem. Był świadom jak bardzo robi na złość Lewandowskiemu. Był świadom, że jego siostrze nie chciało się już uciekać.
Od autorki: I tak to się kończy. Czeka was jeszcze epilog i byłoby na tyle. Już teraz chciałabym podziękować wam, bo bez waszych komentarzy, waszych miłych słów to całe opowiadanie nie miałoby sensu. Jesteście wspaniałe! Za inspiracje dziękuję także twórczości Jakuba Żulczyka, którego książki ubóstwiam. Myślę, że dziesięć rozdziałów to wystarczająca ilość dla tego niezdarnego love story. Nadal zostanę aby czytać wasze dzieła, a później kto wie, może wymyślę coś zupełnie nowego? Taki mam plan. Dziękuję dziękuję dziękuję. <3 Szalone kibicki piłki nożnej to chyba najpiękniejszy rodzaj żyjących kobiet.